niedziela, 12 lipca 2020

Trzynasty

-Nie będę kurwa twoją zabawką, Fornal.- warknęłaś, odpychając go od siebie.

Oddaliłaś się od niego, przemieszczając się szybkim krokiem i pokręciłaś z niedowierzaniem głową. Czy on naprawdę myślał, że po tej jednej gorącej czerwcowej nocy świadomie zgodzisz się na kolejne, zważając na fakt, że zdawałaś sobie sprawę z tego, że cię wykorzystał? Prychnęłaś pod nosem, a w kącikach twoich oczu zameldowały się strugi łez. Mimo wszystko jego zachowanie sprawiło ci odrobinę przykrości. Jak mógł widzieć w tobie jedynie potencjalny obiekt seksualny i nic więcej? Przecież znałaś swoją wartość. Byłaś pogodną, pomocną osobą, która uwielbiała ludzi i spędzanie czasu w ich towarzystwie. W dzisiejszych czasach ciężko było o taką osobę, gdyż większość społeczeństwa zostało dotkliwie zranione przez kogoś i stroniło od towarzystwa. Bało się ponownie zaufać, zbliżyć się. Ty nadal wierzyłaś w ludzkość. Żywiłaś nadzieję, że na twojej drodze stawią się lub stawiają się sami dobrzy. Do dnia, kiedy poznałaś jego, czyli cholernego dupka zapatrzonego jedynie na czubek własnego nosa. 

-Rachel, wszystko gra?- tak bardzo się zamyśliłaś, że  nie spostrzegłaś brunetki przy swoim boku.

Skinęłaś jedynie głową, wysilając się na nikły uśmiech. Ewa jednak doskonale odnotowała u ciebie obecność zaszklonych oczu i objęła cię ramieniem, prosząc, abyś była z nią szczera. Nie wierzyłaś, że po mimo sporej różnicy wieku będzie wobec ciebie tak wyrozumiała. Nie odczuwałaś dzielących was lat, gdy toczyłaś z nią rozmowy nie tylko na temat Tomasza, ale tysiące innych rzeczy. Dostrzegałaś w niej prawdziwą przyjaciółkę i powierniczkę sekretów.  Niezmiernie cieszyłaś się, że było ci dane ją poznać i zamierzałaś utrzymać z nią stały kontakt po opuszczeniu granic Polski. Nim dostrzegłaś, a ponownie na twoich ustach widniał subtelny uśmiech, a z gardła wydobywał się dźwięczny śmiech, który był reakcją na słowa jeszcze panny Łukasik, która była już nieco zbyt pijana. 

-Słońce, ale daj jej już spokój.- zwrócił się w jej kierunku blondyn. 

-Cicho tam siedź Jan.- mruknęła jedynie i ponownie ulokowała wzrok w twojej osobie.

-Jak oficjalnie.- zaśmiali się jednocześnie bracia. 



***

Strugi wody przemieszczały się po twoim nagim torsie, gdy stojąc przed lustrem próbowałeś ujarzmić ciemne włosy, które nie zbyt chciały dzisiaj z tobą współpracować. Zimny prysznic z rana był wyśmienitym pomysłem, aby pobudzić ciało do działania. Po kilkunastu minutach spędzonych w łazience na palcach wymknąłeś się do kuchni, aby nie obudzić reszty domowników, którzy rozkoszowali się urokami weekendu. Rozczulił cię widok blondynki, która skulona spoczywała na sofie w salonie pogrążona we śnie. Pod jej dłonią znajdował się telefon, który musiał się jej wyślizgnąć w chwili zaśnięcia podczas oglądania zapewne jakieś taniej komedii romantycznej. Sięgnąłeś po koc poskładany w kostkę na końcu kanapy i okryłeś ją nim starannie, lecz delikatnie, aby jej nie obudzić. Jej twarz spowita była promieniami słońca przedzierającymi się przez drzwi tarasu, a jasne kosmyki rozsypane były na oparciu kanapy. Przyglądałeś się jej przez dłuższą chwilę i nie zauważyłeś kiedy kąciki twoich ust drgnęły ku wyżynom. 

-Jednak nie jesteś takim skurwysynem jak myślałam.- mruknęła sennym głosem Amerykanka.

-Ale milutko.-skwitowałeś, posyłając jej lekki uśmiech.- A teraz panią żegnam.- musnąłeś przelotnie ustami jej policzek. 

Jej oczy momentalnie się wytrzeszczyły, ale nie odezwała się. Ich wyraz sam za siebie wypowiadał pytanie " co to miało być? " w twoją stronę. Okręciłeś kluczyki do samochodu na palcu i przymknąłeś za sobą drzwi wejściowe. Po chwili to samo uczyniłeś z tymi od strony kierowcy i przekręciłeś kluczyki w statyce, obierając za cel dotarcie do ośrodka sportowego. Przez większą część twojej drogi towarzyszyły ci myśli na temat zaspanej dziewczyny w twoim rodzinnym. Nie rozumiałeś tego, ale jakiś cudem potrafiła cię zmiękczyć, obudzić w tobie odrobinę troski. Byłeś człowiekiem, dla którego bliscy byli cholernie ważni, ale reszta ludzi cię zbytnio nie obchodziła, a ona stała się wyjątkiem. Coś w tobie pękło, kiedy zasypiała obok ciebie podczas burzowej nocy. Chciałeś, aby przestała się bać, aby się odprężyła, choć działała ci na nerwy swoją cukierkowością. Nie pojmowałeś tego. Później ta sytuacja z klubem, kiedy wypiła za dużo. Ochrzaniłeś ją, choć cię nie obchodziła. Z jakiegoś dziwnego powodu  nie podobało ci się to, że doprowadziła się do takiego stanu. Pokręciłeś głową, odpuszczając sobie analizę swojego zachowania. Uśmiechnąłeś się znacznie, gdy twoim oczom ukazał się znajomy budynek. Zatrzasnąłeś za sobą drzwi i omiatając wzrokiem otoczenie, powędrowałeś do wejścia. 

-Gdzie znajdę Kubę Kochanowskiego?- wypowiedziałeś w stronę recepcjonistki. 

-207.- odparła, posyłając ci ciepły uśmiech.

Odwdzięczyłeś się tym samym i zagłębiłeś się w długim korytarzu, sunąć wzrokiem po dębowych drzwiach z wygrawerowanymi numerami. Po drodze napotkałeś Hubera, którym swoim uściskiem odebrał ci prawie możliwość oddychania i w jego towarzystwie kroczyłeś do azylu Kochana. Bez pukania wparowałeś do odpowiedniego pokoju i zaśmiałeś się widząc jego powiększający się z każdą chwilą uśmiech.

-Kogo moje oczy widzą! Tomuś!-wrzasnął środkowy i zamknął cię w solidnym uścisku.

-Witaj Suchy!- odpowiedziałeś równie entuzjastycznie.

Później opadłeś na miękki materac łóżka, które należało do nieobecnego w lokum blondyna Kłosa i wysłuchiwałeś opowieści przyjaciela na temat przygód z tegorocznego zgrupowania, z którego wykluczyła cię kontuzja. Poderwałeś się z miejsca i na prośbę Kochanowskiego kroczyłeś z nim wokół budynku, aby następnie zboczyć na leśną ścieżkę. Młodszy środkowy opuścił was chwilę temu, a Jakub wyraźnie ucieszył się z tego faktu.

-Jak z młodą?- padło pytanie z jego ust.

-Przespaliśmy się.- wzruszyłeś ramionami, jakby to nic dla ciebie nie znaczyło.

-Pierdolisz?!- kapitan reprezentacji juniorów momentalnie zastygł w miejscu.- Ja jebie, Fornal! 

-Pierdoliłem.- poprawiłeś go, zanosząc się śmiechem.- Nie patrz tak na mnie. Byłą po imprezie, wstawiona i powiedziała, że mnie kocha, a ja wykorzystałem okazje.

-No kretyn! No, ale prędzej czy później w końcu dojdziesz do tego, że coś do niej czujesz.- poklepał cie po ramieniu, posyłając lekki uśmiech. 

-Czuć nie, ale jest jedna rzecz, której nie rozumiem.

Przewróciłeś jedynie oczami, gdy środkowy momentalnie podsunął ci pod nos myśl, że to pierwszy objaw naradzającego do blondynki uczucia. Przecież nie można się o kogoś bezpodstawnie troszczyć według niego. Tylko tobie względem Amerykanki to zdarzało się bardzo rzadko, ale zarazem w ostatnim czasie coraz częściej. Coraz więcej widziałeś też w niej uroczych rzeczy, lecz czy Kochanowski naprawdę mógł mieć racje?

~* ~

Dzień dobry!
Pierwszy rozdział napisany ze świeżutkiej klawiatury nowego laptopa, także teraz pisanie będzie dla mnie jeszcze większą przyjemnością niż dotychczas :3 Tomek coś się miota, a Rachel buntuje. Jak to się zakończy? Dobrze czy źle? Zobaczymy! ^^ Całuję i do zobaczenia w kolejny weekend ;*

niedziela, 5 lipca 2020

Dwunasty

Obserwowałeś jak biodra blondynki kołyszą się do rytmu wydobywającej się z białych słuchawek piosenki i mimowolnie wzniosłeś kąciki ust ku wyżynom. Jej nieświadomie kuszące ruchy sprawiały, że twoja głowa odtwarzała wspomnienie upojnej nocy jaką z nią spędziłeś. Oczami wyobraźni znowu przywoływałeś obraz jej drobnego, nagiego ciała dociskanego przez twoje do materaca łóżka. Z przymkniętymi powiekami i subtelnym uśmiechem sprawiała wrażenie odprężonej. Zupełnie tak jakbyś dwie doby temu jej nie wykorzystał. Zastanawiało cię czy zgrywała taką obojętną czy może to jednak Janek z Ewą wyolbrzymili całą tą sytuację? Blondynka zadarła na ciebie spojrzenie stalowych tęczówek i była o krok od nadcięcia sobie nożem opuszka palca. Uśmiechnąłeś się pod nosem, wiedząc jak na nią działasz, bo cholernie cię to satysfakcjonowało. Podszedłeś do jej pleców, nachylając twarz nad jej ucho.

- To zajebiste uczucie wiedzieć, że tak na ciebie działam.- wypowiedziałeś niskim, zmysłowym głosem wprost do jej ucha.

-Niby jak?- próbowała zgrywać niepodatną na twoje uroki, bliskość, ale poczułeś jak zadrżała.

-Prawie ujebałaś sobie palca nożem, patrząc na mnie, mała.- mruknąłeś z cwanym uśmiechem, muskając opuszkiem palca skórę jej dłoni.

-Jesteśmy!- obwieścił znajomy kobiecy głos.

Momentalnie odskoczyłeś od licealistki, łapiąc z nią jeszcze przelotni kontakt wzrokowy i wyszedłeś na przeciw powracającym z wyjazdu rodzicom. Rodzicielka przytuliła cię mocno, a ojciec powitał lekkim uśmiechem, wręczając w twoją dłoń butelkę z ciemnego szkła. Uniosłeś pytająco brwi, a były siatkarz objął nauczycielkę ramieniem jakby zamiar miał coś ogłosić.

-Spodziewamy się Twojej siostry.- oznajmił mężczyzna, spoglądając z miłością na matkę.

-Ja pierdole! Wyście powariowali na stare lata?! Dziecka wam się zachciało?! -wytrzeszczyłeś oczy, nie wierząc  w słowa byłego sportowca.

-Gdybyś tylko widział swoją minę Tomuś! -parsknęła śmiechem blondynka, przybijając piątkę ze swoim małżonkiem.

-Czyli to była wkrętka?! -wrzasnąłeś, uderzając się z otwartej dłoni w czoło.- Ja was kiedyś...

-Oj już spokojnie synuś.- pogładziła cię po policzku wuefistka.- Tylko nie mów Jankowi. Jego reakcja pewnie będzie tak samo epicka jak twoja.

Pokręciłeś z niedowierzaniem głową i zerknąłeś w kierunku kuchni. Starszy mężczyzna wspierając się biodrami o blat zapewne tłumaczył Amerykance to co przed chwilą miało miejsce. Ta potakiwała mu głową i przez moment zerknęła w twoim kierunku. Rozbawienie całą tą sytuacją zdobiące jej niewinną twarz momentalnie się rozprysnęło, a w jej oczach dało się dostrzec chłód, który uderzał w ciało człowieka tuż po otwarciu drzwi podczas styczniowego poranka. Prychnąłeś pod nosem, bo dobrze wiedziałeś, że jej serce pełne było żaru w stosunku do ciebie, lecz ona próbowała udawać, że darzy cię jedynie oziębłością. 

***

Zsunąłeś na czubek nosa przeciwsłoneczne okulary i opadłeś leniwie na plecy, wyciągając nogi przed siebie. O uszy obijał ci się dźwięczny śmiech Janka, który to z ciepłem rozlewającym się po jego błękitnych tęczówkach przyglądał się brunetce kroczącej obok swojej towarzyszki. Niezmiernie cieszył cię w tym momencie fakt posiadania okularów, bowiem bez wszelkiego skrępowania mogłeś podziwiać wdzięki Amerykanki, której propozycje zabrania rzucił twój brat. Twoja rodzicielka ochoczo przystała na tą sugestię, argumentując, że dziewczyna i tak nie ma jak spędzać czasu w domu, więc musiałeś przełknąć jej obecność tutaj, choć takowa nie była taka zła.  Jej opalone nogi idealnie uwydatnione były przez materiał zwiewnej, białej sukienki sięgającej jej do połowy ud,  a długie włosy zarzucone na lewy bok rozwiewał letni wiatr, łaskocząc także co jakiś czas twoją skórę. Była naprawdę piękna i z każdym dniem dostrzegałeś to coraz bardziej.  Trwała na pograniczu polskiej pełnoletności a nastolatki, a jej uroda już onieśmielała facetów. Widziałeś to, gdy nieraz zmuszony byłeś przemierzać z nią krakowskie ulice. Mimowolnie kąciki twoich ust zawędrowały ku górze, gdy Ewa wplotła w jej jasny kosmyk biały kwiat, zanosząc się śmiechem. 

-Kiedy w końcu przejrzysz na oczy, Tomuś? Co? -zagaił do ciebie blondyn, wspierając czubek brody o kolano i patrząc na ciebie wnikliwie. 

- Nie wiem o czym mówisz.- wzruszyłeś ramionami i przekręciłeś się na bok, opierając głowę na dłoni. 

-O niej.- skinął głową w kierunku licealistki. 

-Jest śliczna. Fajnie mi się ją pukało, ale to nic więcej.- wypowiedziałeś, posyłając mu cwany uśmiech.- Może tobie też potrzebny taki skok w bok, aby poczuć, że żyjesz?

-Zwariowałeś czy jak?!- oburzył się starszy z rodu.- Nie rań moich uszu takim doborem słów to raz. Dwa nie potrzebuje urozmaiceń. Przynajmniej nie takich. - prychnął, spoglądając na ciebie z odrazą.

Wasza rozmowa zboczyła na miłosne tory, a ty coraz bardziej zanosiłeś się śmiechem, wysłuchując zadurzonego w Łukasik siatkarza. W cholerę było widać jak bardzo ją kocha, że jest dla niego całym światem. Po mimo, że go wyśmiewałeś to gdzieś w głębi jednak zgodziłeś się z jego wcześniejszym pytaniem, a mianowicie czy nie chciałbyś się zakochać. Łaknąłeś tego, ale nie było ci do tego śpieszno, Tomaszu. A może to już się wydarzyło lub działo, a ty nie miałeś o tym pojęcia? Upiłeś niewielki łyk wina zakupionego przez twoją szwagierkę i stuknąłeś o kieliszek brata, wznosząc toast za zbliżający się ich ślub. Po opróżnieniu dwóch butelek alkoholu, za którego zażywanie pozwolenie otrzymała także Rachel  poderwałeś się z podłoża i przemierzałeś morze zielonej, bujnej trawy, nie zważając na ociągającą się za tobą parę. Oplotłeś nadgarstek blondynki smukłymi palcami, zaciskając je dosadnie i popchnąłeś ją na pień drzewa. Wyjrzałeś ostrożnie czy Ewa z Janem cię nie dostrzegają i wpiłeś się bez opamiętania w wargi Amerykanki po mimo jej początkowego protestu. Z każdym twoim naparciem ustępowała coraz bardziej. Aż w końcu opuściła jeden z koszyków i wplotła dłoń w twoje włosy, oddając pieszczotę jaką był ten zmysłowy pocałunek. 

-Jesteś pijany.- mruknęła, odpychając cię od siebie po dłuższej chwili.

-I myślisz, że na trzeźwo mnie tak nie kręcisz?- uniosłeś brew, zanosząc się chichotem.- Zapewniam cię, że kręcisz w cholerę. 


~*~

Hello! ^^
Ten rozdział trochę taki nijaki, ale powiedzcie, że show skradła Dorotka i Marek, bo starałam się by tak się stało haha  :D Tomek chyba coraz bardziej leci na Rachel, a ta nie umie się mu uprzeć, ale co się dziwić :D Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*