piątek, 4 października 2019

Drugi




Pojawiłeś się na parterze i zawitałeś do kuchni tętniącej o tej porze życiem. Podziwiałeś jak twoja rodzicielka dokłada kolejne kanapki na tacki oraz w zawrotnym tempie zalewa kubki wrzącą wodą. Zaciągnąłeś się aromatycznym zapachem kawy i poczułeś głód atakujący twój żołądek na widok smakołyków wypełniających stół. Plusem przebywania w rodzinnym domu niewątpliwie było to, że nie musiałeś sam przygotowywać sobie posiłków. A ich jakość w porównaniu z tą gospodyni domu była nieporównywalna. Dobry humor zapukał do twoich drzwi, ale kiedy zapragnąłeś je otworzyć  i pociągnąłeś za ich klamkę, przy kuchennym stole spostrzegłeś sylwetkę blondynki przeglądającą zawartość Instagrama oraz zajadającą się sałatką. Omiotłeś ją chłodnym spojrzeniem i zauważyłeś jak wuefistka przewróciła oczami, wyłapując doskonale ten gest. Wzruszyłeś jedynie ramionami, spoglądając na nią z obojętnością i musnąłeś ustami jej policzek w podziękowaniu po otrzymaniu od niej ulubionego kubka z zawartością ukochanego napoju. Opadłeś na wolne miejsce  przy blacie stołu i westchnąłeś głośno, gdyż nie zdążyłeś nawet otworzyć ust i zaprotestować, kiedy pani domu ułożyła przed tobą kanapki. Popatrzyłeś na nią, kręcąc z niedowierzaniem głową i skinąłeś głową wdzięcznie.

— Tomek, mam nadzieję, że oprowadzisz Rachel po mieście i szkole, bo ja muszę już zmykać a tata ma coś do załatwienia na mieście. —rzekła starsza kobieta popijająca kawę.

Na jej słowa zachłysnąłeś się swoją czarną jak smoła. Janek siedzący obok uderzył w twoje plecy zamaszyście, kręcąc z dezaprobatą głową, a ty podziękowałeś mu nikłym uśmiechem. Otarłeś wilgotne obszary pod oczami i zmierzyłeś wzrokiem Amerykankę, która zadarła głowę z nad ekranu komórki i przyglądała się tej sytuacji. Posłała ci subtelny uśmiech i odeszła od stołu. Zdezorientowany zmarszczyłeś brwi. Nie pojmowałeś jej zachowania. Bijącą od ciebie awersję względem jej pobytu w rodzinnym domu dało dostrzec się gołym okiem, a ona wydawała się być niewzruszona tym faktem i jeszcze posyłała ci takie przyjazne gesty. Totalnie jej nie rozumiałeś.

—A Janek? —zapytałeś z nadzieją.

—Mam trening kaleko. —odparł blondyn, zanosząc talerzyk do zmywarki i wystawiając ci język. — Po za tym jesteś jedynym singlem w tym domu. Może czas to zmienić? —poruszył porozumiewawczo brwiami.

—Radzę się przymknąć, braciszku. —syknąłeś przez zaciśnięte zęby. Byłeś oburzony, że w ogóle pomyślał, że ciebie i McKenzie może coś połączyć. Przecież to nie miało racji bytu. Zawsze pragnąłeś, aby twoją partnerką była piękna rodaczka. Nie wchodziła w grę żadna cudzoziemka. Nawet jeśli była urodziwa. —Jak ja mam się przemieszczać w tym czymś? —wskazałeś dłonią na stabilizator.

—Rachel na pewno ci pomoże. —powiedziała z lekkim uśmiechem kobieta.

—Bez łaski. —burknąłeś.

Zirytowany przerzuciłeś oczami i zatopiłeś usta w gorącej cieczy. Mruknąłeś, kiedy napój dotarł do twoich kubków smakowych, zalewając je przyjemnym posmakiem. Niesamowicie wzburzył cię fakt, że nie dość, że znosiłeś osobę nastolatki pod jednym dachem to jeszcze zostałeś mianowany jej niańką na dzisiejszy dzień. Klubowy lekarz nakazał ci odpoczywać i wykonywać jak najmniejszy zasób ruchów, a ty miałeś dzisiaj za zadanie pokazać 18-latce zakamarki Krakowa i nie sposób było przetłumaczyć twojej matce, że nie powinieneś nadwyrężać stopy. Westchnąłeś głośno i zgarnąłeś z wieszaka w małym korytarzu czarną, skórzaną kurtkę. Opierałeś się o framugę drzwi i oczekiwałeś aż blondynka się ubierze. W końcu mimo wszystko rozwarłeś przed nią drzwi i wypuściłeś przed siebie. Skinęła głowę w geście podziękowania i przez dłuższą chwilę w ciszy stąpała obok ciebie, będąc zapatrzona w krajobraz miasta, do którego centrum powoli wkraczaliście. Po dłuższym odcinku drogi zagaiła do ciebie, abyś nieco opowiedział jej o dawnej stolicy Polski i badała uważnym wzrokiem twoją twarz, wsłuchując się w twoje słowa. Postanowiłeś być dla niej miły, ale od jutra okres ulgowy miał się zakończyć. W końcu po kilkunastominutowej przejażdżce MPK dotarliście pod mury liceum, w którym twoja rodzicielka wpajała młodzieży zamiłowanie do sportu. McKenzie podziękowała ci za zaprowadzenie i zniknęła za drzwiami wejściowymi.


***


Wzniosłeś nikle kąciki ust, gdy wykonane z jasnego drewna drzwi zostały przymknięte przez środkowego. Przystanął na chwilę, aby odnaleźć stolik, przy którym spoczywałeś i zagłębił się we wnętrzu twojej ulubionej krakowskiej restauracji. Przybiłeś wraz z nim piątkę na przywitanie i otrzymałeś od niego szeroki, promienny uśmiech będący w stanie powalić na kolana każdą przedstawicielkę płci pięknej. Wzniósł wzrok z nad karty menu na twoją twarz i z zmartwieniem w oczach zapytał o twoją kontuzjowaną kostkę. Mimowolnie wzniosłeś kącik ust na przejaw troski z jego strony i opowiedziałeś o tym co przekazał ci lekarz z szeregów twojej drużyny. Blondyn westchnął głośno na twoje słowa i zmierzył dłonią włosy. Posiłek dostarczony przez kelnerkę kilka minut później spożytkowaliście w grobowej wręcz ciszy, ale tuż po jego pochłonięciu podzieliłeś się z przyjacielem wydarzeniami z dnia wczorajszego.

—Ładna? —mruknął Kochanowski, układając twarz na dłoni i uśmiechając się porozumiewawczo pod nosem.

Wywróciłeś oczami na jego pytanie i westchnąłeś głośno, wpatrując w niego pobłażliwie. Dlaczego wszyscy zwracali uwagę na jej urodę i od razu sugerowali wam zostanie parą? Przecież tutaj liczył się fakt, że niezmiernie cię jej obecność w domu irytowała.

—No owszem. —rzuciłeś, bawiąc się szklanką soku pomarańczowego.
—To w czym problem? —spojrzał na ciebie z niezrozumieniem.

—Kuba. —jęknąłeś błagalnie zawiedzony postawą zawodnika bełchatowskiego klubu. —To nie o to tu chodzi. Tylko o to, że niezmiernie mnie sobą denerwuje. —dodałeś.

—Co takiego zrobiła? —uniósł pytająco brew, popijając wodę.

—No w sumie nic, ale…—nie miałeś pojęcia jak miałeś mu to wytłumaczyć.

—Wiesz co, Tytus? Mam wrażenie, że się zmieniłeś. Laska nic ci nie zrobiła, ale cię drażni sobą.

—Po prostu…

—Po prostu, co? Nie masz się do czego przyczepić to cię denerwuje, tak? No tak, przecież przy Filipie non stop uczysz się wyłapywania wtop u ludzi i szydzenia z nich ile popadnie. —warknął podirytowany.

—Kochan, co cię ugryzło? —skołowany jego słowami zmarszczyłeś brwi.

—Nic, po prostu widzę jak upadasz na dno z tym kretynem, ale ty zdajesz się tego nie dostrzegać. —odchylił się do tyłu i zacisnął powieki, próbując się uspokoić.

Rozchylałeś już usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie słowa nie opuściły twoich ust, gdyż blondyn poderwał się z miejsca i jedyne co ci pozostało to skrzywić się znacznie na jego solidne uderzenie drzwiami o futrynę.

~
Hello! ^^
Jak mówiłam ze mną to nigdy nic nie wiadomo i pomyślałam, że wrzucę Wam tą część, gdyż zostałam miło przyjęta oraz myślę, że to świetny sposób na poprawę humoru, a może bardziej osłodę po porażce z Amerykanami :D Uwielbiam oglądać mecze z USA, ale też nienawidzę tej niepewności i strachu jakie niesie ze sobą spotkanie z nimi :/ Macie podobnie? :D Tomek nadal nie przepada za Rachel, a Janek chyba chcę zginąć śmiercią tragiczną haha ^^ No i jeszcze Kuba dołożył od siebie trzy grosze.. Powiem Wam, że lubię ten rozdział :3 Jakoś ma taki swój klimat. Po mimo, że 8 rozdziałów mam już na laptopie napisane to nie spodziewajcie się kolejnej części szybko, bo musze się skupić na obecnych historiach, ale może kiedyś czasem coś tu wrzucę, aby wynagrodzić brak rozdziałów na wcześniejszych historiach, zobaczymy ^^ Całuję i do zobaczenia w niedzielę na Filipiaku! ;*

piątek, 27 września 2019

Pierwszy


Omiotłeś wzrokiem znajome wnętrze i westchnąłeś głośno, gdyż w najbliżej przyszłości miałeś zawitać tutaj dopiero w drugiej połowie grudnia, aby celebrować wraz z domownikami ukochane przez rodaków święta Bożego Narodzenia. Tymczasem pojawiłeś się tu ledwo po rozpoczęciu męskich ligowych rozgrywek siatkarskich. Nie mieściło ci się w głowie, że już podczas drugiej kolejki rywalizacji na boiskach Plusligi nabawisz się urazu. Przed oczami ciągle migotała ci zaniepokojona twarz środkowego, który wypytywał cię ze strachem w głosie o wszelkie rzeczy odnośnie kontuzji oraz jego wypełnione troską czekoladowe tęczówki, które badawczo przyglądały się uszkodzonej kończynie. Przymknąłeś za sobą drzwi za pomocą kuli i powoli zameldowałeś się w salonie, opadając na usytuowaną w nim sofę. Jęknąłeś przeciągle, gdy fala przeszywającego bólu zaatakowała twoją kostkę. Instynktownie zacisnąłeś powieki i zęby.  Otworzyłeś oczy, gdy po pomieszczeniu rozniósł się huk zatrzaskiwanych drzwi. Twoja rodzicielka ułożyła na jasnych panelach sporych rozmiarów torbę sportową i oddelegowała do udania się po walizkę starszego syna. Blondyn zerknął przelotnie na twoją usztywnioną w stabilizatorze kostkę i skrzywił się na twarzy, kręcąc z dezaprobatą głową.

     —Paskudnie to wygląda.—skwitował, spoglądając na ciebie ze współczuciem.

     —Dzięki. Naprawdę umiesz zdołować człowieka, braciszku. —twój głos przesiąknięty był ironią.

     —Janek, nie dołuj go.—ułożyła dłoń na jego ramieniu blondynka, mówiąc błagalnie.

Mężczyzna skinął jedynie głową i powędrował po twój bagaż. Ty tym czasem wystukałeś na pilocie telewizora tekst, aby po chwili mieć przed sobą nagranie jak doszło do twojej kontuzji.  Skupiony śledziłeś każdy swój ruch. Wydawało ci się, że wszystko wyglądało jak zazwyczaj. Skrzywiłeś się, kiedy stopa wygięła się w niepospolity sposób przy lądowaniu na plac gry. Chwilę później przyglądałeś się temu jak spoczywasz na boisku, a twoją twarz wypełnia niesamowite cierpienie. Rozwierałeś usta i je przymykałeś, tamując krzyk, który chciał przebić ci się przez krtań. Kochanowski trzymał cię za rękę i starał wspierać w tym trudnym dla ciebie, dla sportowca momencie.

     —Wyłącz to w tej chwili! —stanowczy, kobiecy ton głosu dotarł do ciebie z kuchni.—Tomek, wiem, że ci ciężko, ale nie możesz się tak zadręczać. —opadła na wolne obok ciebie miejsce i potarła twoje ramię.

Popatrzyłeś jej głęboko w niemalże identyczne jak twoje tęczówki oczy i prawie niezauważalnie skinąłeś głową. Próba uśmiechu, na którą próbowałeś się wysilić i zakończyła się ona niepowodzeniem spowodowała, że kobieta przyciągnęła cię do siebie i otoczyła szczelnie ramionami. Ułożyłeś głowę na jej biuście i westchnąłeś głośno. Zapowiadał się najcięższy czas w twoim życiu. Otumanił cię zapach jej delikatnych, kwiatowych perfum, sprawiając, że przymknąłeś powieki i rozkoszowałeś się chwilą, kiedy  wplatała drobne palce w twoje ciemne włosy i przeczesywała je. Potrzebowałeś teraz bliskości, wsparcia najbliższych, czyli niezawodzącej cię nigdy rodziny. Zawsze byłeś z nimi silnie związany. Zżyty jednakowo z matką, ojcem czy bratem. Twoją chwilę słabości w ramionach wuefistki przerwał nagle harmider dochodzący z niewielkiego korytarza. Zmarszczyłeś brwi, słysząc amerykański akcent i konwersację toczoną w języku angielskim z twoim ojcem. Po chwili do wnętrza domu wtargnęła głowa rodziny oraz nieznajoma ci dziewczyna. Blondynka o oliwkowej cerze momentalnie przerwała wypowiadane właśnie zdanie do starszego mężczyzny i syciła stalowe tęczówki twoją sylwetką. Przyglądałeś się jej zaintrygowany, snując refleksje nad powodem znajdowania się jej w twoim rodzinnym domu. Jedyne czego byłeś pewny to fakt, że na pewno nie jest Polką. Ale nie przeszkadzało ci to by stwierdzić, że jest równie piękna co twoje rodaczki.

     —Hello. I’m Rachel.—podeszła do ciebie i wyciągnęła drobną dłoń w twoim kierunku, odsłaniając za pełnych ust śnieżnobiałe uzębienie.

     —Hi. I’m Tomek. —odparłeś z delikatnym uśmiechem, ściskając jej rękę.

Nim spostrzegłeś a przybyszka powędrowała schodami na piętro, przejmując część bagaży od byłego siatkarza. Snując wnioski na temat samej ilości jej rzeczy, które przytaszczyła do budynku zapowiadało się na to, że pozostanie tutaj na trochę dłużej. Nie podobało ci się to.

     —Kto to do cholery kurwa jest?! —warknąłeś w kierunku matki.

     —Tomek, spokojnie. —złapała cię za barki. —Rachel jest z wymiany i będzie u nas mieszkać do końca roku szkolnego.—oświadczyła ci blondynka.

     —Po moim trupie. —mruknąłeś pod nosem.

Zaprezentowałeś jej wylewnie swoje niezadowolenie, wykrzykując do niej dłuższą chwilę, że się na to nie zgadzasz, że potrzebujesz teraz spokoju, że żadna obca baba nie będzie się pałętać po twoim rodzinnym domu, ale na nic się zdały twoje zażalenia. Matka poinformowała cię, że to ona decyduje kto znajduje się pod jej dachem i opuściła, udając się w stronę drzwi, za którymi zniknęła cudzoziemka. Wszedłeś do swojego pokoju i trzasnąłeś drzwiami z całej siły, ukazując oznakę swojej frustracji. Po chwili usłyszałeś karcący cię ton rodzicielki w postaci wykrzyczenia twojego imienia. Miałeś to w głębokim poważaniu. Spocząłeś na materacu swojego łóżka i prychnąłeś pod nosem.

     —Zagwarantuję ci piekło, maleńka.—wypowiedziałeś pod nosem.

Po czym przyłożyłeś policzek do miękkiego, przytulnego materiału poduszki i wyczerpany podróżą z Radomia do dawnej stolicy Polski zasnąłeś.


~

Hello! ^^
Prezentuje Wam coś, co zrodziło się w mojej głowie ubiegłego lata, więc swoje odczekać musiało, lecz to tylko tak dla zachęty dodane, bo ta historia na dobre wystartuje po skończeniu trzech obecnych :D No chyba, że zmienię zdanie, co u mnie jest bardzo możliwe XD Ogólnie to łapcie naszego zbuntowanego Tomasza i miłą do bólu Rachel :D Dodałam to, bo ciężko mi się pisze obecne dzieła także to tak dla osłody :D Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Dziękuję za okładkę @Czika_xXD<3