piątek, 27 września 2019

Pierwszy


Omiotłeś wzrokiem znajome wnętrze i westchnąłeś głośno, gdyż w najbliżej przyszłości miałeś zawitać tutaj dopiero w drugiej połowie grudnia, aby celebrować wraz z domownikami ukochane przez rodaków święta Bożego Narodzenia. Tymczasem pojawiłeś się tu ledwo po rozpoczęciu męskich ligowych rozgrywek siatkarskich. Nie mieściło ci się w głowie, że już podczas drugiej kolejki rywalizacji na boiskach Plusligi nabawisz się urazu. Przed oczami ciągle migotała ci zaniepokojona twarz środkowego, który wypytywał cię ze strachem w głosie o wszelkie rzeczy odnośnie kontuzji oraz jego wypełnione troską czekoladowe tęczówki, które badawczo przyglądały się uszkodzonej kończynie. Przymknąłeś za sobą drzwi za pomocą kuli i powoli zameldowałeś się w salonie, opadając na usytuowaną w nim sofę. Jęknąłeś przeciągle, gdy fala przeszywającego bólu zaatakowała twoją kostkę. Instynktownie zacisnąłeś powieki i zęby.  Otworzyłeś oczy, gdy po pomieszczeniu rozniósł się huk zatrzaskiwanych drzwi. Twoja rodzicielka ułożyła na jasnych panelach sporych rozmiarów torbę sportową i oddelegowała do udania się po walizkę starszego syna. Blondyn zerknął przelotnie na twoją usztywnioną w stabilizatorze kostkę i skrzywił się na twarzy, kręcąc z dezaprobatą głową.

     —Paskudnie to wygląda.—skwitował, spoglądając na ciebie ze współczuciem.

     —Dzięki. Naprawdę umiesz zdołować człowieka, braciszku. —twój głos przesiąknięty był ironią.

     —Janek, nie dołuj go.—ułożyła dłoń na jego ramieniu blondynka, mówiąc błagalnie.

Mężczyzna skinął jedynie głową i powędrował po twój bagaż. Ty tym czasem wystukałeś na pilocie telewizora tekst, aby po chwili mieć przed sobą nagranie jak doszło do twojej kontuzji.  Skupiony śledziłeś każdy swój ruch. Wydawało ci się, że wszystko wyglądało jak zazwyczaj. Skrzywiłeś się, kiedy stopa wygięła się w niepospolity sposób przy lądowaniu na plac gry. Chwilę później przyglądałeś się temu jak spoczywasz na boisku, a twoją twarz wypełnia niesamowite cierpienie. Rozwierałeś usta i je przymykałeś, tamując krzyk, który chciał przebić ci się przez krtań. Kochanowski trzymał cię za rękę i starał wspierać w tym trudnym dla ciebie, dla sportowca momencie.

     —Wyłącz to w tej chwili! —stanowczy, kobiecy ton głosu dotarł do ciebie z kuchni.—Tomek, wiem, że ci ciężko, ale nie możesz się tak zadręczać. —opadła na wolne obok ciebie miejsce i potarła twoje ramię.

Popatrzyłeś jej głęboko w niemalże identyczne jak twoje tęczówki oczy i prawie niezauważalnie skinąłeś głową. Próba uśmiechu, na którą próbowałeś się wysilić i zakończyła się ona niepowodzeniem spowodowała, że kobieta przyciągnęła cię do siebie i otoczyła szczelnie ramionami. Ułożyłeś głowę na jej biuście i westchnąłeś głośno. Zapowiadał się najcięższy czas w twoim życiu. Otumanił cię zapach jej delikatnych, kwiatowych perfum, sprawiając, że przymknąłeś powieki i rozkoszowałeś się chwilą, kiedy  wplatała drobne palce w twoje ciemne włosy i przeczesywała je. Potrzebowałeś teraz bliskości, wsparcia najbliższych, czyli niezawodzącej cię nigdy rodziny. Zawsze byłeś z nimi silnie związany. Zżyty jednakowo z matką, ojcem czy bratem. Twoją chwilę słabości w ramionach wuefistki przerwał nagle harmider dochodzący z niewielkiego korytarza. Zmarszczyłeś brwi, słysząc amerykański akcent i konwersację toczoną w języku angielskim z twoim ojcem. Po chwili do wnętrza domu wtargnęła głowa rodziny oraz nieznajoma ci dziewczyna. Blondynka o oliwkowej cerze momentalnie przerwała wypowiadane właśnie zdanie do starszego mężczyzny i syciła stalowe tęczówki twoją sylwetką. Przyglądałeś się jej zaintrygowany, snując refleksje nad powodem znajdowania się jej w twoim rodzinnym domu. Jedyne czego byłeś pewny to fakt, że na pewno nie jest Polką. Ale nie przeszkadzało ci to by stwierdzić, że jest równie piękna co twoje rodaczki.

     —Hello. I’m Rachel.—podeszła do ciebie i wyciągnęła drobną dłoń w twoim kierunku, odsłaniając za pełnych ust śnieżnobiałe uzębienie.

     —Hi. I’m Tomek. —odparłeś z delikatnym uśmiechem, ściskając jej rękę.

Nim spostrzegłeś a przybyszka powędrowała schodami na piętro, przejmując część bagaży od byłego siatkarza. Snując wnioski na temat samej ilości jej rzeczy, które przytaszczyła do budynku zapowiadało się na to, że pozostanie tutaj na trochę dłużej. Nie podobało ci się to.

     —Kto to do cholery kurwa jest?! —warknąłeś w kierunku matki.

     —Tomek, spokojnie. —złapała cię za barki. —Rachel jest z wymiany i będzie u nas mieszkać do końca roku szkolnego.—oświadczyła ci blondynka.

     —Po moim trupie. —mruknąłeś pod nosem.

Zaprezentowałeś jej wylewnie swoje niezadowolenie, wykrzykując do niej dłuższą chwilę, że się na to nie zgadzasz, że potrzebujesz teraz spokoju, że żadna obca baba nie będzie się pałętać po twoim rodzinnym domu, ale na nic się zdały twoje zażalenia. Matka poinformowała cię, że to ona decyduje kto znajduje się pod jej dachem i opuściła, udając się w stronę drzwi, za którymi zniknęła cudzoziemka. Wszedłeś do swojego pokoju i trzasnąłeś drzwiami z całej siły, ukazując oznakę swojej frustracji. Po chwili usłyszałeś karcący cię ton rodzicielki w postaci wykrzyczenia twojego imienia. Miałeś to w głębokim poważaniu. Spocząłeś na materacu swojego łóżka i prychnąłeś pod nosem.

     —Zagwarantuję ci piekło, maleńka.—wypowiedziałeś pod nosem.

Po czym przyłożyłeś policzek do miękkiego, przytulnego materiału poduszki i wyczerpany podróżą z Radomia do dawnej stolicy Polski zasnąłeś.


~

Hello! ^^
Prezentuje Wam coś, co zrodziło się w mojej głowie ubiegłego lata, więc swoje odczekać musiało, lecz to tylko tak dla zachęty dodane, bo ta historia na dobre wystartuje po skończeniu trzech obecnych :D No chyba, że zmienię zdanie, co u mnie jest bardzo możliwe XD Ogólnie to łapcie naszego zbuntowanego Tomasza i miłą do bólu Rachel :D Dodałam to, bo ciężko mi się pisze obecne dzieła także to tak dla osłody :D Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Dziękuję za okładkę @Czika_xXD<3