Omiotłeś wzrokiem znajome wnętrze
i westchnąłeś głośno, gdyż w najbliżej przyszłości miałeś zawitać tutaj dopiero
w drugiej połowie grudnia, aby celebrować wraz z domownikami ukochane przez
rodaków święta Bożego Narodzenia. Tymczasem pojawiłeś się tu ledwo po
rozpoczęciu męskich ligowych rozgrywek siatkarskich. Nie mieściło ci się w
głowie, że już podczas drugiej kolejki rywalizacji na boiskach Plusligi
nabawisz się urazu. Przed oczami ciągle migotała ci zaniepokojona twarz
środkowego, który wypytywał cię ze strachem w głosie o wszelkie rzeczy odnośnie
kontuzji oraz jego wypełnione troską czekoladowe tęczówki, które badawczo
przyglądały się uszkodzonej kończynie. Przymknąłeś za sobą drzwi za pomocą kuli
i powoli zameldowałeś się w salonie, opadając na usytuowaną w nim sofę.
Jęknąłeś przeciągle, gdy fala przeszywającego bólu zaatakowała twoją kostkę. Instynktownie
zacisnąłeś powieki i zęby. Otworzyłeś
oczy, gdy po pomieszczeniu rozniósł się huk zatrzaskiwanych drzwi. Twoja
rodzicielka ułożyła na jasnych panelach sporych rozmiarów torbę sportową i
oddelegowała do udania się po walizkę starszego syna. Blondyn zerknął
przelotnie na twoją usztywnioną w stabilizatorze kostkę i skrzywił się na
twarzy, kręcąc z dezaprobatą głową.
—Paskudnie to wygląda.—skwitował,
spoglądając na ciebie ze współczuciem.
—Dzięki. Naprawdę umiesz zdołować
człowieka, braciszku. —twój głos przesiąknięty był ironią.
—Janek, nie dołuj go.—ułożyła dłoń na jego
ramieniu blondynka, mówiąc błagalnie.
Mężczyzna skinął jedynie głową i powędrował
po twój bagaż. Ty tym czasem wystukałeś na pilocie telewizora tekst, aby po
chwili mieć przed sobą nagranie jak doszło do twojej kontuzji. Skupiony śledziłeś każdy swój ruch. Wydawało
ci się, że wszystko wyglądało jak zazwyczaj. Skrzywiłeś się, kiedy stopa
wygięła się w niepospolity sposób przy lądowaniu na plac gry. Chwilę później
przyglądałeś się temu jak spoczywasz na boisku, a twoją twarz wypełnia
niesamowite cierpienie. Rozwierałeś usta i je przymykałeś, tamując krzyk, który
chciał przebić ci się przez krtań. Kochanowski trzymał cię za rękę i starał
wspierać w tym trudnym dla ciebie, dla sportowca momencie.
—Wyłącz to w tej chwili! —stanowczy,
kobiecy ton głosu dotarł do ciebie z kuchni.—Tomek, wiem, że ci ciężko, ale nie
możesz się tak zadręczać. —opadła na wolne obok ciebie miejsce i potarła twoje
ramię.
Popatrzyłeś jej głęboko w niemalże
identyczne jak twoje tęczówki oczy i prawie niezauważalnie skinąłeś głową.
Próba uśmiechu, na którą próbowałeś się wysilić i zakończyła się ona
niepowodzeniem spowodowała, że kobieta przyciągnęła cię do siebie i otoczyła
szczelnie ramionami. Ułożyłeś głowę na jej biuście i westchnąłeś głośno.
Zapowiadał się najcięższy czas w twoim życiu. Otumanił cię zapach jej
delikatnych, kwiatowych perfum, sprawiając, że przymknąłeś powieki i
rozkoszowałeś się chwilą, kiedy wplatała
drobne palce w twoje ciemne włosy i przeczesywała je. Potrzebowałeś teraz bliskości,
wsparcia najbliższych, czyli niezawodzącej cię nigdy rodziny. Zawsze byłeś z
nimi silnie związany. Zżyty jednakowo z matką, ojcem czy bratem. Twoją chwilę
słabości w ramionach wuefistki przerwał nagle harmider dochodzący z
niewielkiego korytarza. Zmarszczyłeś brwi, słysząc amerykański akcent i
konwersację toczoną w języku angielskim z twoim ojcem. Po chwili do wnętrza
domu wtargnęła głowa rodziny oraz nieznajoma ci dziewczyna. Blondynka o
oliwkowej cerze momentalnie przerwała wypowiadane właśnie zdanie do starszego
mężczyzny i syciła stalowe tęczówki twoją sylwetką. Przyglądałeś się jej
zaintrygowany, snując refleksje nad powodem znajdowania się jej w twoim
rodzinnym domu. Jedyne czego byłeś pewny to fakt, że na pewno nie jest Polką. Ale
nie przeszkadzało ci to by stwierdzić, że jest równie piękna co twoje rodaczki.
—Hello. I’m Rachel.—podeszła do ciebie i
wyciągnęła drobną dłoń w twoim kierunku, odsłaniając za pełnych ust
śnieżnobiałe uzębienie.
—Hi. I’m Tomek. —odparłeś z delikatnym
uśmiechem, ściskając jej rękę.
Nim spostrzegłeś a przybyszka
powędrowała schodami na piętro, przejmując część bagaży od byłego siatkarza.
Snując wnioski na temat samej ilości jej rzeczy, które przytaszczyła do budynku
zapowiadało się na to, że pozostanie tutaj na trochę dłużej. Nie podobało ci
się to.
—Kto to do cholery kurwa jest?! —warknąłeś
w kierunku matki.
—Tomek, spokojnie. —złapała cię za barki. —Rachel
jest z wymiany i będzie u nas mieszkać do końca roku szkolnego.—oświadczyła ci
blondynka.
—Po moim trupie. —mruknąłeś pod nosem.
Zaprezentowałeś jej wylewnie
swoje niezadowolenie, wykrzykując do niej dłuższą chwilę, że się na to nie
zgadzasz, że potrzebujesz teraz spokoju, że żadna obca baba nie będzie się
pałętać po twoim rodzinnym domu, ale na nic się zdały twoje zażalenia. Matka
poinformowała cię, że to ona decyduje kto znajduje się pod jej dachem i
opuściła, udając się w stronę drzwi, za którymi zniknęła cudzoziemka. Wszedłeś
do swojego pokoju i trzasnąłeś drzwiami z całej siły, ukazując oznakę swojej
frustracji. Po chwili usłyszałeś karcący cię ton rodzicielki w postaci
wykrzyczenia twojego imienia. Miałeś to w głębokim poważaniu. Spocząłeś na
materacu swojego łóżka i prychnąłeś pod nosem.
—Zagwarantuję ci piekło, maleńka.—wypowiedziałeś
pod nosem.
Po czym przyłożyłeś policzek do
miękkiego, przytulnego materiału poduszki i wyczerpany podróżą z Radomia do
dawnej stolicy Polski zasnąłeś.
~
Hello! ^^
Prezentuje Wam coś, co zrodziło się w mojej głowie ubiegłego lata, więc swoje odczekać musiało, lecz to tylko tak dla zachęty dodane, bo ta historia na dobre wystartuje po skończeniu trzech obecnych :D No chyba, że zmienię zdanie, co u mnie jest bardzo możliwe XD Ogólnie to łapcie naszego zbuntowanego Tomasza i miłą do bólu Rachel :D Dodałam to, bo ciężko mi się pisze obecne dzieła także to tak dla osłody :D Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Dziękuję za okładkę @Czika_xXD<3